Translate this blog to your language (original language - polish)

piątek, 29 kwietnia 2016

Wiersze zebrane wiersze wybrane cz.2.1



  






 97c-----POSZUKIWANIA----- 

Szukam rozmów z tobą 
łaknę oczu twoich spojrzeń 
rąk twoich pieszczot 
ust płonących słodyczą. 
Nieskończona miłość twoja 
budzi ogień namiętności 
myśli dawno uśpionych. 
-----ANTEK-----
 
98
-----SEKSAPIL-----
Dziewczyny
kwiaty wiosny
barwne motyle,
w piękne stroje
zdobią ciała.
Wabią urokiem
szykiem, elegancją.
Paznokcie dekorują
trendy.
Nogi, ach nogi
w mini
do samego nieba,
aż dech zapiera.
Wzdychać
żal umierać.
Zmysły podniecają
serca otwierają.
Napawają wzrok
zjawy nieziemskie.
Modulacją głosu
jak śpiew słowika
zniewalają,
wywołują dreszcze
ściska w dołku
z pożądania.
-----ANTEK-----
 
98a
-----ZAPACH WIOSNY----- 
Westchnieniem 
rozkwitnie kwiat wiosny
nieskończenie
piękną magnolią.
Zechcesz
podaruję tobie jej zapach.
We włosy wplotę
purpurę stokrotek.
Śpiew Rudzika i Kosa
zamienię w przepiękną
melodię,
w którą wraz z zielenią parku
otulę naszą miłość
murem ciszy.
Lotem Zimorodka
wtopię się w twoje ciało
jeśli tylko tego zechcesz
będę czekał
więc przyjdź
podaruj mnie siebie.
-----ANTEK-----
 
99
-----DRUGIE OBLICZE-----
Czarna dusza
czarne myśli
czart kieruje
czynem, słowem,
zazdrość, zawiść, chciwość
szepcze, kusi
spokój płoszy
na bliźniego
uprzejmie donosi.
Miałeś miłość doskonałą
z czasem rutyna
oczy zaćmiła,
stała się bladą, wypłowiałą.
Szatan słodki, czuły
łyżkę dziegciu
wtyka w duszę.
Z każdego kąta
błyskają ślepia
nienawiścią przesiąknięte,
wiesz, że nie chcesz
ale musisz
złością pałać
z jadem
słowa wypowiadać.
Nasączony czarcią mocą
wiarę opuściłeś,
miłość zbezcześciłeś,
ścieżkę nocy wybrałeś
zostawiłeś ją bezradną.
-----ANTEK-----
 
100
-----OKNO CZASU-----
Spoglądam w okno czasu
nie opodal tworzy się
historia pokolenia,
zapał istnienia
otwiera ścieżkę prawdy
spontaniczność wiary
w ideały
lśni jak promienie
odbite
w zwierciadle dokonań.
Przebiegło truchtem
trzy dziesięciolecia
wiara
zostawiła piętno,
spopielił się entuzjazm
w cieniu zdarzeń.
Dni naszej młodości
stworzyły
rekinów biznesu
pazerność
dzikiego kapitalizmu.
Nadzieja
więźniem naszych marzeń
iskrą tli się
w tyglu żaru.
Podmuch
porywu wiatru epoki
z popiołów poderwie
uniesie Feniksem marzeń
naszej wyobraźni
ku kolejnym ideałom.
-----ANTEK-----
 
101
-----PIERWSZA RANDKA-----
Poznany wczoraj chłopak
umówiona randka,
czas tak powoli biegnie.
Przypadkowe spotkanie na ulicy
obok figurki patronki hutników.
Znak, czy przeznaczenie?
Ściska w dołku
miejsca nie mogę znaleźć
jeszcze tyle czasu do wyjścia
serce bije jak szalone
wyjdzie?
co powie?
może potrzyma za rękę.
Wybiegam z domu
nogi same niosą,
jest, czeka, trzyma w dłoni
niezdarnie ukrywany kwiat.
Uśmiech dodaje mi odwagi,
spacer po parku
płonę cała,
nic nie widzę
chłonę każde jego słowo.
Pierwsze spotkanie jak chwila
mija nieubłaganie.
W domu rozpamiętuję
nasze wspólne chwile
nieśmiałe spotkanie rąk
spłoszone spojrzenia
jak jaskółki z nut
umykały w dal.
Sama nie wiem
skąd miałam tyle odwagi
pierwszy chłopak,
pierwsze spotkanie
słowa same wyfruwały
z ust jak melodia
w takt akompaniamentu myśli.
Tak długo do jutra
umrę z tęsknoty,
albo nie - zaczekam
zobaczymy się znów.
-----ANTEK-----
 
102
-----CZARNOBYL-----
-30 lecie katastrofy-
Majowy wiosenny poranek
budzi ludzkie mrowie zabiegane,
obowiązki, praca
nie widzą piękna
zalewającego żyzną
ukraińską ziemię.
Elektrownia kolos atomowy
tętni swoim rytmem
prędzej, więcej, taniej.
Pośpiech wyłącza
instynkty samozachowawcze.
Potężna eksplozja
reaktorów atomowych
wstrząsa na wiele kilometrów
egzystencją.
Pospieszne ewakuacje
ludzi i dobytku.
Wiele istnień pochłania
natychmiast, tysiące później.
Fala radioaktywna
zalewa powoli okolice,
płynie ogromnym obłokiem
na okoliczne kraje.
Panika globalna,
pomoc w opanowaniu skutków.
Zamiera życie.
Katastrofa ekologiczna nieobliczalna
zegar zagrożenia ponownych eksplozji
tyka nieubłaganie.
W psychice drąży tunele
niepewności jutra.
Czekamy
co będzie dalej ?
-----ANTEK-----
 
103
-----WIOSENNE PRAGNIENIA-----
Chabry twoich oczu
wtopiły się błękitem
nieba
w moje życie.
Maki ust
czerwienią
napełniają czarę
pragnień
nasycenia.
Wonią konwalii
roztaczasz
wokół siebie
zapach pożądania.
W szumie kłosów zbóż
słyszę melodię
twojego głosu.
Krzakiem pachnącego bzu
pieścisz
moich doznań
zaspokojenie.
Wiosno
obudziłaś we mnie
zmysły
ludzkiej chęci istnienia.
-----ANTEK-----
 
104
-----ODDECH WIOSNY-----
W wiosenne barwy
ubiorę swoją dziewczynę
w warkocze wplotę
niezapominajek błękit,
usta zabarwię
poziomek
czerwoną słodyczą
bym mógł ją spijać
z zapachem wiatru
igliwia sosen.
Nad głową
aż po horyzont nieba
rozwieszę tęczy koronę.
Pod stopy
mojej kochanki
rozścielę maków
całe naręcza
by stąpając po nich
czuła
igiełki porannej rosy.
W kępach traw
ustawię zastępy świerszczy
w muzyce wiosny
utulę nasze tęsknoty.
Zatrzymam dla nas w ramionach
gorący oddech wiatru
zapachy łąk,
sosnowego lasu.
Upojeni smakiem wiosny
z nadzieją w parze
zmierzymy się z czasem.
-----ANTEK-----
 
105
-----UKRYTE TĘSKNOTY-----
Niczyje tęsknoty
błahe pragnienia
zdziwione spojrzenia
zapomniane westchnienia
dlaczego ?
bo nie twoje.
Serca rany
otwiera tęsknota
pełne uniesień
pragnienia,
ku wybrance z oddaniem
spojrzenia,
miłosne westchnienia
nieodebrane
dlaczego ?
bo twoje.
-----ANTEK----
 
106
-----PRZYJAŹŃ DOZGONNA-----
Jesteś sławny, bogaty
wianuszek przyjaciół
ciągle się poszerza.
W potrzebie każdy
biegnie do ciebie,
kasy, auta pożyczyć
pracę załatwić.
Przyjaźń deklarują wszyscy
na piedestale jesteś
wznoszony stale
ku chwale ogółu.
Passa upada
dni chude nastały.
Z dnia na dzień
pseudo przyjaciół
krąg znika nieubłaganie.
Persona non grata
w kręgach znajomych
jesteś obiektem
nieciekawym.
Myśli biegną szalone
jakim sposobem
jesteś marginesem
salonów elity.
Wczoraj bogaty
satelitą w kręgach,
dziś kosmicznym
odpadkiem spalonym
w pędzie szalonym
aureoli upadkiem
dla innych upragnionym.
Przyjaciół krąg
zamknął się cały
jeden pozostał
przez ciebie niedostrzegany.
Skromny, cichy, pokorny
życie dało mu szkołę,
podał ci dłoń
pomocną w biedzie
kromką chleba
podzielił się jedną.
Poznałeś smak przyjaźni
gorycz rozczarowań.
Ćma nie lubi ciemności
do światła leci,
zaświeci ci fortuna
krąg przyjaciół się zleci.
-----ANTEK-----
 
107
-----UKORZENIE-----
Na ołtarzu pragnień
złożę ofiarę
swoich marzeń,
był czas rozkoszy
przyszedł rozgrzeszenia.
pochylę czoło
nad czyjąś niedolą
przyklęknę
poproszę Go o przebaczenie
za pychę
myśli zatracenie.
Beztroskie chwile uniesień
ukryję
za boczną nawą niedomówień.
Chleba powszedniego
daj mi Panie
odpuść jak ja czynię
grzechy wrogom.
Obudź nadzieję,
nakarm duszę moją
miłością Twoją
do bliźniego
myśli szalone
uśpię
w ofierze odkupienia.
-----ANTEK-----
 
108
-----CIELE-----
Stoisz
przy pełnym żłobie
przyjaciele
jak wróbli gromada
zlatują się
biesiadując stale,
żłób pustoszeje
nieubłaganie
odlatują przyja -ciele
pozostajesz sam
jak osierocone ciele.
-----ANTEK-----
 
109
-----SIOSTRY-----
Na peryferiach marzeń
rodzi się wiara,
nabiera barw nadziei
na doznania miłosne..
Przemierzają we trzy
tereny dziewicze
losów ludzkich
nieodgadnione oblicze.
Miłość, wiara, nadzieja
dumają,
w którą stronę
każda ma skierować
swojego promyka blask,
by zapłonęło
ich ognisko doznań.
Wdarła się między nie
czwarta
nienawiści macocha,
pożarła miłość,
przepędziła wiarę,
nadzieja sama umarła
z tęsknoty
za sióstr korowodem.
-----ANTEK-----
 
110
-----OŚCI-----
Miłości
towar deficytowy,
sztuczka magika
zamiast się mnożyć
dzieli na dwoje,
jedno gorę
skonsumowało,
pozostały drugiej
ości.
Nie ma co płakać,
śmiać się
też nie ma powodu,
przyjdzie
czas rozliczenia
miłości,
nie będzie
przebaczenia
pozostaną alimenty
z tej nieskonsumowanej
ości.
-----ANTEK-----
 
111
-----OBRONA GRANIC-----
Dwunastu ich się ostało
z licznej drużyny Bolesława.
Walka była sroga
z wojami Germana.
Obie drużyny
doznały ciężkich obrażeń.
Bolesław ze swoimi
legł na dużej polanie
pośród olbrzymich
prastarych drzew.
Potężne dębowe włócznie
powbijali w ziemię,
gdzie kto stał tam padł
do rana żaden już nie żył.
Bolesław resztkami sił
klęknął na kolano
pożegnał towarzyszy
i skonał wśród nich.
W tym miejscu z włóczni
wyrosło dwanaście
ogromnych dębów,
które do dziś
dają świadectwo
walk Polan z Germanami.
------ANTEK-----
 
112
----- OKRUCHY SZCZĘŚCIA -----
Tak niewiele do szczęścia
potrzeba mi,
pod nogami
dywan zieleni
nad głową
skrawek błękitu nieba.
Osoby, do której
mogę przytulić się
szepnąć do ucha
kocham cię..
Słodyczy poranka,
śpiewu ptaków
radosne trele
czy to tak wiele ?
To wszystko mam
jeśli zechcę to mieć.
Dotyk słońca,
deszczu wiosenne łzy
czy to tak wiele
potrzeba mi ?
W tęczy wielobarwny pióropusz
ubiera nam niebo Ktoś,
pod nogi ściele
miliony płatków
złoty trzos
czy to tak wiele ?
a jednak coś.
-----ANTEK-----
 
113
-----ZEGAR NADZIEI-----
Zegar myśli zapomnianych
tyka na ścianie wspomnień
wśród pożółkłych
fotografii
nikomu niepotrzebnych
zaklętych gestów.
Biegnie wskazówka nadziei
na spotkanie słów,
które tak bardzo
chciałem tobie powiedzieć
lecz nie starczyło
mi wiary i sił.
Nadjedzie czas spotkania
wskazówek naszych dni
spleceni w uścisku mechanizmu
kół zębatych
tygodni i lat
pomkniemy
w odległy nieznany świat
na spotkanie
kolejnego zegara
naszych
niedopowiedzianych chwil.
-----ANTEK-----
 
114
-----LICHO-----
Na obłoku
w głębi nieba
tuż po zmroku
przycupnęło licho
spogląda zachmurzone
na ludzką niedolę.
Mrokiem gęstym kładzie
się nad stawem mgła
do domostw zwabiona
poświatą świec
jak ćma się pcha.
Licho otulone
w mgielną otokę
spogląda przez szyby
pod strzechą
wtopionych chat.
Usta otwiera zdziwione
bieda aż piszczy
w kącie wtulona,
a w ludziach
iskra na strunach
szczęścia wciąż gra.
Zawstydzone
ogon podkula
z tchnieniem mgielnego wiatru
w niepamięć istnienia
umyka wpatrzone
w swój własny
parszywy los.
-----ANTEK-----
 
115
-----CZEREMCHA-----
Na skraju boru
czeremcha
suknią bieli,
zapachem upojnym
uwodziła
cienie i sny.
Urok dębom i bukom
zadała swój.
Za nic słońca
księżyca blask
tylko ku mchom
skłaniała bieli twarz.
Zbłąkanego wędrowca
uwiodła zapachem
zasnął
i pozostał tak już.
Śni o dziewczynie
w sukni z puchu bieli
co tańczy
wśród słonecznych
promieni.
W szalonym tańca rytmie
oboje
uniósł zapach czeremchy,
poniósł w sny cieni
bez powrotu
bez marzeń.
-----ANTEK-----
 
116
-----WIARA-----
W trumny głębi utulona
jak w kołysce
cicho drzemie
dziwnie zamyślona.
Przez zamknięte już źrenice
sny wieczyste
suną rzędem
na obczyzny ziemię
sny odmienne.
Przemykają udziwnione
obce
tak znajome dawniej twarze.
Pochód czerni sunie
w rytmie kroków żałobników,
kołysana na ramionach
w dziwnym szczęściu
zagubiona.
Sunie dymem ni to cieniem
za swoim
w trumnie ukojeniem.
Na harfie tęsknoty
zanuciła pieśń ostatnią,
odpłynęła w nicość
na fali zagubienia
wygasłą iskrą zapomnienia.
-----ANTEK-----
 
117
-----ZAGUBIONY CZAS - ALZHEIMER-----
Nadchodzi w nocy
zaledwie nie dalej
niż koło północy
krzykiem rozdzierającym
daje o sobie znać,
bądź gotowy
znakiem krzyża
wołając pomocy.
Oplecie, otumani,
jad wpuści
sykiem ukołysze do snu.
Zasłuchany w ciszę
stajesz jak słup.
Chwilę to trwa
już świt brzaskiem roznieca
jaskrawość dnia.
Wyszedłeś
do sadu na chwilę
w noc Kupałową
obejrzeć
świetlistość gwiazd,
jak stałeś
tak zaniemogłeś.
Bądź gotów
przyjdzie czas
może to trwać,
zapomnisz o świecie realnym
zamknięty w uścisku gada
co będzie cię pieścił
przez resztę twoich lat.
-----ANTEK-----
 
118
-----BALLADA O PIESZCZOTACH-----
Kochał niezmiernie
kochał szalenie
dziewczę piękne i młode.
W nocy i we dnie
nosił na rękach
pieścił na jawie
i pieścił we śnie.
Niemoc nadeszła
na lubą ogromnie
legła na łożu
w śmiertelnej chorobie.
Pieścił i płakał
w nocy i we dnie.
Kiedy złożona została
w mary
poszedł do wiedzmy
co znała czary.
Połóż się w trumnie
obok kochanki
przeleż trzy noce
i trzy poranki,
kiedy ciało wybranki
legnie w grobie
ty będziesz co noc
ją pieścił w alkowie.
Leżała kochanka
co noc obok niego,
pieściła nocami
pieściła we śnie,
tak go pieściła
tak dogadzała
aż po roku do grobu
do siebie zabrała.
Leżą oboje
w sąsiednich mogiłach
nikt nie przeszkadza
w sielance wiecznej,
pieszczą się w nocy
pieszczą się we dnie.
Wieczności im będzie mało
tyle im pieszczot
jeszcze zostało.
-----ANTEK-----
 
119
-----BUDAPESZT 56-----
/ rocznica powstania Węgierskiego/
Centrum Budapesztu
skwery przy moście na Dunaju
z Budy na Peszt.
Wyspa i park Małgorzaty.
Place przy Keleti,
zapełnione tłumami ludzi
z entuzjazmem powstania
przeciwko uciskowi sowieckiemu.
Biuro K.P.W.
/Komunistyczna Partia Węgier/
wezwała na odsiecz
odwody zachodnie
zmechanizowanych wojsk
pancernych Z.S.R.R.
Nocą wjechały na ulice Budapesztu.
Taranowano barykady,
miażdżono gąsienicami
tłumy ludzi na ich drodze.
Do rana opustoszały ulice
tylko trupy na placach
świadczyły o zrywie
narodu Węgierskiego.
Żałoba narodowa.
Kolejne dni i tygodnie
aresztowania i wyroki polityczne.
Wiara umarła wraz z nadzieją
w lepsze jutro,
poległ kwiat narodu Węgierskiego.
Zgasło światło i blask w sercach
ludzkich na wiele lat.
-----ANTEK-----
 
119a
tautogram-
-CECYLIA-
czerwienią
Cecylia czaruje całusy
cokolwiek ceni
chyli czoła
codziennie cierpliwie
czesze czule
czerpie całym ciałem
cząstkę ciekawych
cudzych chwil
człowieczym czasem
ceruje codzienność
cennych cząstek
człowieczeństwa
całość ciszy
cementuje
cennym cygarem
czując
czekoladowe ciastko
cynamonowe
ciągiem cytryny
czerpanej
-----ANTEK-----
 
119b
tautogram-
-CYGAN-
cygan cygankę
czaruje cybuchem
cokolwiek
czasem cmokając
cybuch
czmycha
cudny
ciemny czad czopem
całując ciemną
cerę
czuje czerwień
czułego czaru
cyganeczki
-----ANTEK-----


119c
tautogram-
-STASZEK-
smarkaty Staszek
spuszcza spodnie
sikając spontanicznie
siorbiąc stara się
sprostać
swojej skaczącej szczęce
subiektywnym
spojrzeniem sąsiad
spieszy sprostać
skulonym swoim
spostrzeżeniom
smakowita szczawiówka
spokojnie spoczęła
spałaszowana
skaczącą
szczęką Staszka
-----ANTEK-----
 
120
-----NA KRAWĘDZI-----
Zamknięta
w kleszczach ścian
czekam
na trzask drzwi.
Lęk powraca
czy będzie miły
czy normalny - wściekły.
Pięścią w brzuch
bez śladów.
Łzy już nie płyną
wyschły ze źródłem nadziei.
Pretekst jak zwykle
problemy w pracy,
źle postawiony talerz,
ponura mina,
uśmiech nie taki.
Walka o minuty spokoju
trwa od lat.
Podbite oko
potknięcie w łazience.
Wymuszony sex
norma - gwałt.
Świat wiruje mi
nad przepaścią,
stracone życie.
Zdrady już nie bolą.
Prę dzień za dniem
w ciągłej huśtawce zdarzeń.
Rozpacz zaciska mi zęby,
dusza krzyczy.
Usta milkną wystraszone
szyderstwami męża.
Ogień oczu ciska pioruny
w pustkę jego spojrzenia,
dodaje bezsilności
mojego upodlenia.
-----ANTEK-----
 
121
-----PAMIĘTAM-----
Pamiętam
upalny lipcowy poranek
początek wakacji.
Przyjechała do rodziny
na kilka dni.
Nieśmiała wymiana zdań,
uśmiechy na twarzach.
Jej i moje oczarowanie.
Zbliżenie dłoni
splecenie palców.
Iskry napięcia
jak piorun uderzają
w nas oboje.
Spacer, długie rozmowy
wspomnienia dzieciństwa.
Śmiech i radość ze spotkania.
Odpoczynek
nad szumiącym strumieniem
na łące wśród zieleni.
Powolne gesty zainteresowania,
delikatne pocałunki,
pieszczoty płonącymi dłońmi.
Słońce pieści promieniami,
my siebie wzajemnie.
Piersi odsłonięte
ich aksamitne ciało
-agresja podniecenia,
w oczach płomienie.
Dosyć
na tym poprzestańmy
pieszczoty i nic więcej
zanim zajdziemy dalej.
Jej stanowczy protest
przygasza pragnienia
zostańmy przyjaciółmi
tak będzie lepiej.
Może przyjdzie czas
będzie i Mount Everest.
-----ANTEK-----
 
122
-----ŚCIEŻKA ŻĄDZY-----
W ślad pocałunków
dreszcze mkną po twoim ciele,
wskazują mi ścieżkę
by gasić twoje pragnienie.
Warkoczem uczuć
oplatasz moje uniesienie
wprowadzasz do ogrodu
moje mgły rozkoszy.
Stąpam po bezmiarach
twojego omdlenia
za chwilę i ja ginę
w twoim bezkresie
zaspokojenia.
Zaglądam w oczu toń
czy już wracasz
czy jeszcze w matni żądzy
się zniewalasz.
Delikatny dotyk
wraca zmysły pieszczotom
w kolejnym niedosycie.
Ukrywam twoje ciało
w objęciach moich ramion,
ty malejesz jak dziecko
w kołysce zniewolona
w płomieniach żądzy
cała zatopiona.
-----ANTEK-----
 
123
-----BURZA UCZUĆ-----
Oczy nasycam
widokiem twoich piersi.
Z pod rzęs ukrytych powiek
śledzisz
moje gorące pragnienie.
Dłońmi wędruję
po bioder wypukłościach,
pod dotykiem czuję
napięcia uniesienie.
Ustami śledzę
i gonię twoje dreszcze,
cisza drzemie,
ciało woła jeszcze, jeszcze.
W otwartych oczach
czytam omdlenie,
badam dalej
tajemnice ciała
bez wytchnienia.
Uczucia
wielobarwny pióropusz
co chwila
w inne barwy ciebie zmienia.
To bledniesz,
to stajesz się purpurowa.
Zbieram iskry
twojego pożądania
ogień rozniecam szeptem
jak modlitwą
od blasku błyskawic
nagiego ciała.
Ujście pieszczotom
dajemy oboje
by po zdobyciu szczytów
wtulić się w siebie
błogim spokojem.
-----ANTEK-----
 
124
-----FRASZKI TRYPTYK-----
Dezinformacja
plotką wzleciała,
wróciła,
z igły
widłami się stała..
---------------------
Impertynencja
z uśmiechem na ustach
sztylet w serce wbity
krwawisz
dobiją cię słowem
hipokryty.
----------------------
Ignorancja
skutek zamierzony
ból i cierpienie
na złotej tacy
podana.
------ANTEK-----
 
125
-----SIEROCY LOS-----
Było ich sześcioro sierot
bez matki,
w macochy sidła oddane.
Lata dwudzieste
ubiegłego wieku
na peryferiach Bukaresztu.
Podła wiedźma
wypędziła ich z domu
na poniewierkę.
Po kilku dniach
dwoje najmłodszych
odnaleziono wyziębnięte.
Pozostała czwórka
zaginęła bez śladu.
Legenda głosi,
że zostali przygarnięci
przez watahy wilków
i w nich się zamieniła.
Wraz z wilkami
atakowali zagubionych
na szlakach Karpat turystów,
z których część zaginęła bez wieści
inni cudem zostali wyprowadzeni
z matni szlaków górskich.
Podobno są nieśmiertelni
jako wyklęci przez wiedźmę
na śmierć ukamienowaną
przez tłumy ludzi.
Błąkają się po bezkresach
Karpat szukając swojego
zagubionego losu.
-----ANTEK-----
 
126
-----NOC KUPAŁOWA-----
Płoną ogniska
na polanach tańce,
ważone piwo
strumieniami leje się.
Upojeni
w upalną noc świętojańską
starym obyczajem
pary
rozchodzą się po lesie
w poszukiwaniu
kwiatu paproci,
który tylko tej nocy
rozkwita.
Zatracają się w poszukiwaniach
do białego rana.
Zmęczeni, szczęśliwi wracają
do biesiadowania.
Starszyzna zmęczona trunkami
legła tam gdzie popijała.
Po nocy i chwili odpoczynku
w Świętego Jana
wyplecione wianki ze świecami
wieczorem na wodę
dziewczęta spuszczają,
ku pomyślności i szczęściu.
Ponownie zatracano się
w tańcach, śpiewie,
ekstazie upojnych wrażeń
by wracać cały rok
wspomnieniami
do beztroskich
Kupałowych chwil.
-----ANTEK-----
 
127
-----KRWIOPIJCY-----
Srebrny sierp księżyca
nocą o komin zawadza
cichcem wślizgują się do izby
stwory niepojęte.
Wpatrują się w uśpione twarze
palce na czole
każdemu z nich kładą.
Sny szalone
sny niezbadane
ogarniają dusze
za śnione w nocne koszmary.
Mgły sny zasnuwają
upiory kły w szyję wbijają
soki życia
ze śpiących wysysają.
Nocne godziny
w męce i trwodze
wloką się sekundami
jak ślimaki na drodze.
Nim ranek nastanie blady
zjawy znikają
nasycone życiodajną strawą.
Ludzie zmęczeni
koszmarnymi snami
poranną wypijają kawę
powolnym rytmem
krew w żyłach
krążyć zaczyna.
Nocni krwiopijcy
inaczej nazwani
w pazernych kapitalistów
się pozmieniali.
-----ANTEK-----
 
128
-----SPOWIEDŹ-----
-wybaczam ci ojcze-
Nie bij tato
krzyk i rozpacz
wydziera się z gardła.
Macochy szyderczy śmiech
wzmaga mój ból
i wściekłość ojca.
Wybaczam ci ojcze.
Rzemień jak wyrocznia
wisi w futrynie drzwi,
przypomina o biciu
bólu i rozpaczy,
o determinacji
w rodzinnym domu.
Wybaczam ci ojcze.
Pretekst do cięgów
zawsze się znajdzie,
nieodrobione lekcje,
dwója w zeszycie,
wywiadówka w szkole.
Wybaczam ci ojcze.
Klęczenie na grochu
-nauka pacierza,
ziarnka grochu
wbijają się w gołe kolana
ból pulsuje aż do skroni.
Wybaczam ci ojcze.
Rozlana zupa z talerza,
macochy skarga
kolejny pretekst do bicia.
Plecy w krwawych pręgach,
reakcja w szkole,
zgłoszenie ciotki na milicję.
Ojciec dostaje wyrok
dwa lata za znęcanie.
Wybaczam ci ojcze.
Chwila spokoju, żalu do ojca
zlewają się w jeden wielki gniew
za takie traktowanie.
Wybaczam ci ojcze.
Nie ma już miejsca dla mnie
w domu rodzinnym.
Czternaście lat - macocha
wypędza mnie
za milczącą zgodą ojca.
Wybaczam ci ojcze.
Wyruszam w świat nieznany
z bagażem wspomnień
dziecięcej krzywdy i upokorzeń.
Wybaczam ci ojcze.
-----ANTEK-----
 
129
-----PIASKUN-----
Smutny żywot nastolatki
życie nudne, dyskoteki
spotkania, nuda
nic nie dzieje się.
W pogodny upalny
wieczór sierpniowy
spacerując samotnie
po nad wiślańskiej plaży
siadła zatroskana i duma.
Wtem zawirowało
tumanami piasku
poszybowało aż po horyzont
zamglone powietrze
z kryształkami żółtego piasku.
Powoli zaczęły opadać
wyłaniając potworną postać
zlepioną a piasku i wody.
Nachyliła się
nad przerażoną dziewczyną
zazgrzytała słowami
z piaskowego gardła,
uniosła ją nad wirującą głowę
przytuliła
do zapadającej się piersi.
Zawirowało, zaszumiało
chrzęstem piasku,
postać zanurzyła się
z przerażoną nastolatką
w sypkiej piaszczystej plaży.
Do dziś szukają jej
w wiślanych wodach,
sprawdzają monitoringi,
przesłuchują ludzi.
Słuch i ślad urwał się
przy nad wiślańskim nabrzeżu.
Zaginęła jakby nie istniała
smutek i nudę
ze sobą zabrała.
-----ANTEK-----
 
130
-----JESIEŃ-----
Jesienny wiatr
pieści twoje włosy
dlaczego nie ja ?
Jesienny poranek
zagląda w twoje oczy
dlaczego nie ja ?
Jesienne perły rosy
tulą twoje stopy
dlaczego nie ja ?
Jesienny wiatr muska
twoje usta
dlaczego nie ja ?
Jesiennych astrów bukiet
ściskasz w dłoniach
dlaczego nie mnie ?
Jesienna księżycowa noc
tuli ciebie do snu
dlaczego nie ja ?
Jesieni życia chcę
przy tobie dotrwać
czy zechcesz ?
Jesieni czas pobielił
nasze włosy,
otulił srebrem skronie,
złotem jesiennych liści
będzie pieścił
naszego życia
jesienne myśli.
-----ANTEK-----
 
131
-----KOŁO FORTUNY-----
Wypukłe myśli
wklęsłe słowa
czcze deklaracje
próżne oczekiwań
spełnień ich wola.
Śmiałe przedsięwzięcia
wielkie idee
namiastka dokonań
marginalne dopełnienie.
Ogromne plany
na wypełnienie wizji
swojej próżności,
czar pryska
w zwiędłej iluzji.
Z kapelusza wspomnień
wygrzebiesz
stare pragnienia,
które przy dobrej woli
mogą w realia
się pozamieniać.
Wniosek jest prosty
zmień słowa wklęsłe
w czyny wypukłe
a myśli
z marzeń szkatuły
wrzuć
do koła fortuny.
Zmielą się myśli
zmielą się słowa
i przyszłość stanie się
jasna, prężna, gotowa.
-----ANTEK-----
 
132
-----KRÓLOWIE ŻYCIA-----
Królowie życia skoro świt
z drżącymi rękoma
na głodzie alkoholowym
wypływają z domów.
Punk zborny - docelowy
sklep monopolowy.
Z braku miedzi skomlą
o grosze przechodniów.
Stawka na siarkola
się uzbierała.
Szczęśliwi przystawiają butelkę
jak upragnioną kochankę
do spragnionych ust,
smakują szyjkę
i cmokają zadowoleni.
Widać dno,
czas na przedstawienie
proszą o kolejne datki
na szlugi i napitek.
Dzień za dniem jak monotonia
biegną w szeregu.
Tylko oni królowie chodnika
monotonii nie czują
wypatrują kolejnego darczyńcy
jak zbawienia.
Czują się zadowoleni
ze swojego losu.
Dewizą jest wszystko robić
by nic nie robić.
Tylko w sklepie na szybie
wywieszka jak zmora straszy
-kredyt umarł kryzys żyje
kto nie płaci ten nie pije-
-----ANTEK-----
 
133
-----CYGAŃSKIE MARZENIA----
Ciągną konie kare
cygański dobytek,
w dni ponure szare
radość w wozach kolorowych
budzi się ze świtem.
Konie leniwie
stąpają po bezdrożach
matka tuli tkliwie
gaworzące nieboże.
Stary cygan
na zydlu zamyślony
cmoka cybuch fajki
dawno wygaszonej.
Wraca do dni młodości
żony nowo poślubionej,
tańców przy ogniskach
na leśnych polanach.
W dolinie szumu strumienia,
smaku wina
w pękatych dzbanach.
Śpiewu cygańskich dziewcząt,
zalotów do białego rana.
Rzewnych ze strun skrzypiec
płynących melodii.
Czasami łza tęsknoty
o minionym czasie
ściśnie serce cygana
za zanikającą tradycją,
upojnych nocach
w leśnym szałasie.
Wino, śpiew i miłość
to cygańska potrzeba.
Wolności duszy
jak kromki chleba
do życia mu potrzeba.
Chmur tabory ogromne
suną po bezkresnym niebie,
tak cygańskiego życia
nie poskromi
żadne ludzkie brzemię.
-----ANTEK-----
 
134
-----SZUMIĄCA STAROŚĆ-----
Z za traw szumiącej zieleni
wyłania się płot stary zmurszały
sękate deski, otwory po nich.
Promienie słońca figlarne, beztroskie
łatają dziury swoim złotym blaskiem.
W podwórzu chałupa stara
w strzechy wtulona objęcia,
za rogiem żuraw
skrzeczy koślawy
pije wodę z cembrowiny drewnianej.
W sadzie za chałupy tyłem
stare jabłonie i grusze
wyciągają ku niebu
konarów poszarpane ramiona.
W skardze do Boga
na skwar bezduszny i suszę,
na swoją zbolałą
korą porosłą drewnianą duszę.
Tylko pod oknem krzywym
opadłych spróchniałych okiennic
różany krzak barwy rubinu
krzyczy zapachem wabiąc motyle.
Na ławce pochylonej nieco
starowinka przysiadła zgarbiona,
pomarszczone oparła dłonie
na kosturze z dębowego korzenia.
Czas tu płynie powoli donikąd
wspomnień czepiając się krawędzi,
uśmiechem łagodząc niezdarność
swojej starości i nędzy.
-----ANTEK-----
 
135
-----NADZIEJA W SŁOŃCU-----
Słońce gaśnie nad borem
duszność dnia upalnego
zeszła w krzaki czeremchy
co gąszczem się w jarach ścieli.
Zapach upojny zaległ wokoło
nad łąkami w swojej bieli płynie
doliną ku chałupom przytulonym
jedna do drugiej w kotlinie.
Wpłynął do izby z glinianą podłogą
zapachem nasycił upojnym,
w alkowie rozgościł się błogo
młodych omamił, dodał wigoru.
Pieszczoty w ciemności zdwojone
powielił.
Jak naszedł, tak zniknął
opadła czaru zasłona.
Sny ich naszły upiorne,
topią się w bagnistej woni
mgła im stopy oplata i więzi.
Z ognistymi oczami coś ich goni
zieje i dyszy, łapie za włosy.
Splata ręce i nogi w mazistej grzęzi
wciąga, zasysa w swojej topieli.
Z krzykiem potwornym
budzą się rankiem zmęczeni,
słońce zagląda do izby promienne
wiara powraca
w życie codzienne.
-----ANTEK-----
 
136
-----RÓŻANA MIŁOŚĆ-----
Idzie miłość po różach
zatraca się w swoim oddaniu,
w barwach płatków się nurza
kolce nie ranią przy takim kochaniu.
Cień twojej szalonej miłości
splata się z moim cieniem,
promieniejesz w tej nagiej miłości
jesteś moim najczulszym zbawieniem.
Pozwólmy naszym uczuciom
w kwiecie różanym się rozszaleć
ze zdwojoną siłą powrócą
otulimy je miłości szalem.
Rozłąka nie straszna miłowaniu
nie ma dalekiej drogi
oddalenia po długim rozstaniu
gdy serce rwie się do niebogi.
Rosą z płatków kwiecia róż
zraszam twoje usta i skronie
spijam je z twoich ust
jak najcudniejsze olejki wonne.
Całuję rąbki skromnego przyodzienia
co skrywa najcenniejsze zdroje,
popłyniemy do źródeł grzechu
radość z uniesienia odczujemy oboje.
-----ANTEK-----
 
137
-----ZIMOWA SPIŻARNIA-----
Jeż do jeża - szanowny kolego
zima się zbliża, chodźmy na zwiady
zobaczy ukradkiem co kryją sady.
Dreptają nocą swobodnie
jeden za drugim zgodnie.
Dotarli do jabłoni
kosztelami oblepionej.
Po cztery na kolce nadziali
do spiżarni jabłka zabrali.
Poszeptali z żoną i dziećmi
co by zapasów porobić więcej.
Poszli w szeregu
jeż za jeżem jak przystało
w dwie rodziny
co by jabłek nie było mało.
Dzieci po jednym, starsi po cztery
maszerują przytupując dla werwy.
Zapasy bogate w spiżarni stoją
jeże do snu się układają
śnieżnych zamieci się nie obawiając.
-----ANTEK-----
 
138
-----KONDENSACJA TWORZENIA-----
Kwadratura koła mojego umysłu
scala pierwiastki istnienia
decybeli myśli
wymienności zjawisk
zachodzących w dzieleniu
wielokrotności powstania
wibrując odmiennością
tworzenie sylab.
Kondensują w przewodach nerwów
mini sekundowe przebłyski obrazów
wyświetlane pod powieką
na dnie oka.
wbite na pal pióra
strzelają wersami
na stronicach objawienia.
Mieszają się z waszymi odczuciami
na portalach wspomnień,
by powstał z popiołów marzeń
kolejny przekaz
zrozumiały dla niewielu z nas.
-----ANTEK-----

139
-----TĘSKNOTA W SZYBIE-----
Łza gardło dławi
łza krtań ściska
serce z tęsknoty krwawi
zobojętniałaś na miłość
co była tobie bliska.
Ciszą zaległy tęsknoty głosy
gesty zamarły wpół omdlone
na nic mój głos żałosny
na nic moje słowa zdławione.
Do szyby wypłakuję oczy
tylko ona mi ulży w potrzebie
czas co się w niej zauroczył
też nie wróci mi ciebie.
W szybie utkwiłem wzrok umęczony
tam gdzieś cień twojej osoby
wabi mnie w chwili zwątpienia
ty drwisz z mojej udręki
pozostawiłaś mi tylko urojenia,
że wrócisz i świat będzie piękny.
-----ANTEK-----
 
140
-----POSZUKIWANIE-----
W pajęczynie gdzieś w dali
utkwiła miłość zatrwożona
cichutko kwili i się żali,
że jest skrzywdzona, zwiedziona
w rozpustnej życia otchłani.
Porwał ją w ramiona spragnioną
wiatr rozpustnik niesie i rani
wypieścił, pozostawił porzuconą
w kolejnej sieci pajęczej
życiem zwanej dla wielu.
Splecione dłonie uniosła w udręce
szukając swojego w życiu celu
co by ją spragnione ręce
utuliły z nieustającego żalu.
W życiowej miłości przystani
kotwicę zarzucić głęboko
by nikt jej już nie zranił
by stał się jej życiową opoką.
-----ANTEK-----

141
-----TYLKO Z TOBĄ-----
Smugi czasu mkną
obok nas donikąd,
nie wierz snom
one za chwilę znikną.
Pozostanie jaskrawy blask
miłości ciernistej,
kolejny obudzi nas brzask
deszczowy i mglisty.
Ukryte przeznaczenie
utul w swojej dłoni
oszukamy czasu złudzenie
co nas ciągle goni.
Nie powiemy nikomu
o naszych pieszczotach
szeptanych w domu,
o ciągłych zalotach.
Przy księżyca poświacie
i jaskrawym poranku
przy tobie w ciszy, w lecie
i pragnienia w obłędzie
kąpać się w twoich snach,
tak bez przyczyny
być z tobą tu i tam
tak po prostu wszędzie.
-----ANTEK-----
 
142
-----BEZDOMNE SZCZĘŚCIE-----
Los ulicę za dom
im przeznaczył
przypadkowe
za rogiem marketu
przy śmietniku spotkanie
jak piorun
oboje poraziło.
On zgarbiony
ona szpetna do bólu.
Amor strzałą
przeszył serca oboje na wylot.
Znikła w oczach brzydota.
Podała mu swoją dłoń,
bezdomny wspólny los,
wiosenny dzień
w blasku promieni
w brylanty im zamienił.
Sycą swój głód
suchym chlebem i miodem
spływającym im z ust.
Czy z pogardą patrzący na nich
szczęśliwsi są
wpatrzeni w swój świat
wyimaginowany.
Proste spojrzenia
z miłości oddaniem
są dla nich droższe
od bogaczy kont
napakowanych.
-----ANTEK-----
 
143
-----Z PRZYMRUŻENIEM JEDNEGO OKA-----
Wypiwszy setek kilka
ponad swoją miarę
spoglądam na okno
jawi się okiem wilka
odstawiam setę z żalem
bo sąsiad coś robi pod sufitem
kelner jakoś bokiem chodzi
stawia kolejną setkę z żytem
staje na głowie i na rękach odchodzi.
Balansuję na krześle jak na łodzi
żyrandol się przybliża to odpływa
wibruję z nim w tym tańcu
w rytmie szalonym
wstaję z kolejną setą w dłoni
jak z szablą na szańcu
staram się nią trafić wroga
wlać swoje usta co do kropli.
Tu dopiero zabawa się zaczyna
dwa potworne jakieś kolosy
wyciągają mnie za włosy
z tego zabawnego przybytku rozkoszy
jednemu naderwałem wąsy
cisnęli mnie na ulicy za rogiem.
Och! błogi spokój, jak cicho
jedno oko przymykam swobodnie
drugie jakoś nie chce - co za licho?
coś po mnie pełza i drapie
ma wąsy i długi ogon
bronię się, oganiam i sapię
udało mi się przymknąć
podbite drugie oko.
Co to? - budzę się
w swoim łóżku
żona mnie szarpie
co bym wstawał do roboty
bo szef zgred stary
da mi naganę
i będą znowu kłopoty
- samo życie
nie ma to jak picie
robota to głupota.
-----ANTEK-----
 
144
-----ORLE ZŁUDZENIA-----
Mój był bezmiar
moje były przestworza
wiatr mnie unosił
wiatr mnie kołysał.
Orli mój wzrok
opatrywał knieje
co było stworzone
dzieliło ze mną nadzieję.
Byłem w błękicie
w słońcu złocistym
księżyca poświacie
com nie dojrzał
było mi bratem.
Jeno Bóg stary
koił moje smutki
tylko Jemu powierzałem
swoje w bezmiarach
ukryte marzenia.
Dziś w ludzkiej
ukryty powłoce
cierpię niedostatki
tych uniesień w przestworzach
dzikości natury
Samotny wśród wielu
zagubionych jak ja w niewiedzy
o wolności tam
gdzie oko nie sięga.
Dusza otworem stanęła
śmiać się czy płakać
wybór jest niewielki
z duszy wyszły
wszystkie pragnienia
stanęły w szeregu
jak złociste anioły
jedno po drugim
ruszyły
ku Bożym potrzebom.
-----ANTEK-----
 
145
-----UCIECZKA OD CIAŁA-----
Dusza pustką ogarnięta
gubi piasek złoty
bezpowrotnie,
nagły co ją ogarnął żal
uniósł od ciała
w głębię omdlenia.
Z wróżb dawnych szeptuszych
na rozstaje w jary
gdzie zbór dusz nastał
zaległych oparami
przepełnionych żalem.
Sam Bóg
wiary im dodaje
co by wracały
do swoich ciał
w snach utulonych
upiornych snach.
Dusza umęczona
swoim ziemskim darem
myśli nawleka
na nici pajęcze,
płochliwe rwą się
bez rymów
od nicości i nędzy.
Próżno zalewa się łzami,
które jak kaganki
w pomroku płoną,
przeistaczając się
w słone sadzawki
w pustkowiach
na krawędzi snów.
Zbłąkane we snach
Ciało zdrętwiałe
skrzydłem snu
ociera się o jawę.
Zjednoczone z duszą
w jutrzenki blasku
wraca by gonić dzień
w wyścigu z losem.
-----ANTEK-----
 
146
-----TĘSKNOTA ZA MATKĄ -----
Matka
co za wcześnie
odeszła ode mnie
trafiwszy
do bram niebieskich
skromnie prosi Boga
co by jej ziemski
przyobiecał
dom i przyodziewek.
Wystroiwszy się odświętnie
pyta Boga co to będzie
gdy pomrą jej bliscy
tam i wszędzie.
Czekaj na nich cierpliwie
jak tylko potrafisz
zapukają do izby
po kolei wszyscy
odnajdą drogę
po tęczy wieczystej
serca twojego miłowaniu.
Krząta się i tęskni
za maleństwem
od piersi odstawionym
za rodziną
w żalu nieukojonym.
Upłynęło mgnień kilka
do drzwi ktoś puka
biegnie wylękniona
co by nie odszedł gość
nie ugoszczony.
Drzwi na oścież
otworzywszy widzi
co to tylko Bóg
w jednej osobie
siadłwszy na zydelku
przy otwartym oknie
nic nie mówi
tylko się uśmiecha
szczerze
myślą przekazuje
co by nadal czekała
w dobrej wierze.
-----ANTEK-----
 
147
------PRZYWARY-----
Nie każdy uśmiech
zbudzić da się,
nie każda łza
jest taka sama.
Ta sama duma
dwa razy
nie da się złamać.
Ze zdławionego gardła
rwie się krzyk
bez krzyku.
Czy wszystko
zdarzyć się może.
wylana daremnie łza
nic nie pomoże.
Te same nie wypłyną
ponownie słowa,
skarga bez słów
da się zatuszować.
Ból skazany na cierpienie
boli podwójnie,
więc ukryj łzy daremne
wiem, że to czasami trudne.
Fałszywa skrucha
zawsze wyjdzie na jaw
wtedy goryczy czara
przepełni serce żalem.
Trzeźwo patrz bez urazy
na splot wydarzeń
wokół siebie
będziesz szczęśliwa
jeśli wymienione przywary
nie dosięgną ciebie.
-----ANTEK-----
 
148
---SPEŁNIENIE-----
O zmierzchu
wśród złocistych łąk
z błękitu dali
szczęście
ze słońca
co wzięło swój blask
oczarowało nas oboje
czarem, żądzą opętanych
Spragnionych bliskości
naszych ciał.
Zabłąkany uśmiech
na ustach
wszystko tłumaczy
wstyd, pragnienie
westchnień wiele
wśród miłosnych uniesień
złączenia ust
wymienianych tchnień.
Iskry wyładowań
rozgrzeszają zatracenia
moich i twoich lęków
biegnących
jak ogień doznań.
W zwierciadle oczu czytam
pragnienie zanurzenia
nieustającego tańca ciał.
Akordy dźwięków niewyżytych
taranują zmysły
zapatrzonych w lazur nieba
oczekiwań spełnień.
Wszechświat wpada
w wir tańca
rozszalałe serca
śpiewają pieśń
o purpurze płomieni
spadających w nas
ławic gwiazd.
-----ANTEK-----
 
149
-----WĘDRÓWKA WIECZYSTA-----
Leży w świeżej mogile
wśród zapachów lilii
zatracił czas
co był w ciągłym ruchu
stanęły chwile
w kamiennym szyku
czekają na oddech
zapomniany
w kwiecistym zaduchu.
W noclegu wieczystym
sny wieczne
śni wyciszony
w świat grobowy
wkroczył nieśmiało
teraz szczęśliwy
od tamtych cierpień
których było niemało.
Zaczął nowy nie żywot
w ciszy głębokiej
utulony
Rozwarte głębię oczu
skierował ku niebu
co by mógł zobaczyć
dla duszy drogę
do domu wiecznego.
-----ANTEK-----
 
150
-----ŻNIWA-----
Śpiew radosny
po polach się niesie
żniwiarek
co w przęsła skrętne
zawijają złote
chleba snopy.
Bocian dostojnie kroczy
za kosiarzami
po rżyskach
szukając myszy polnych
co przed nim umykają.
Świst kos o złote łany
zlewa się ze śpiewem
i tańcem rąk zapracowanych.
Chwila na odpoczynek
południowy
rozpostarte chusty
razowy chleb
sery i kwaśna maślanka
gasząca pragnienie.
Ma się ku zachodowi
słońca ogromny kołacz
toczy się na horyzont
po gasnącym niebie.
Spracowane dziewczęta
i młodzi kosiarze
z kosami na ramionach
wracają po znojnym dniu
w zacisze chat
ukrytych w sadach.
Jesienna mgła
zasnuwa dzień mrokiem
układają się żniwiarze
do spoczynku nocnego
by z jutrzenki blaskiem
wyjść w pola
na żniwobranie
zgromadzić złoto ziaren
na bochny chleba
na jesienne słoty
na zimowe mroźne noce.
-----ANTEK-----
 
151
-----BARWY JESIENI-----
Jesień, która kroczy
po nieskończonym stepie
zagnieżdża się w jarach
gdzie czeremcha zasnęła
ozdobiona w czarne korale.
Ubiera wszystko w barwne kolory
zieleń zanika
w pożegnaniu z latem
sypie na ziemię
kobierce liści
ze złotem i szkarłatem.
Zaściela lasy i sady
nagie odsłania zawstydzone
drzew korony
świat szarzeje
staje się zasmucony
odejściem barw kwiatów
trzepotu skrzydeł motyli
śpiewu ptaków
szczebiotu piskląt
w gałęziach jarzębiny
Klucz żurawi
i dzikich gęsi
oznajmia odlotem
żegnając się z nami
zostawiając nadzieję
na kolejne spotkania
byśmy o nich nie zapomnieli.
Obumarłe kwiaty
zwiesiły swoje główki
zasypiając snem zimowym
w mateczniku korzeni
pozostawiły geny kolorów
zapachów
na przywitanie wiosny.
-----ANTEK-----
 
152
-----WIZJE ISTNIENIA-----
Metamorfoza myśli
diametralnie odmienia
oblicze działań
skupiając się
na gwałtownych zmianach
w otoczeniu ludzkich losów.
Dogmaty wyobrażeń
nie potrafią nadążać
za czynami innych
ciągle zaskakując nas
swoimi innowacjami
postępowań nieracjonalnych
w naszym przekonaniu.
W chwilach zwątpień
same pojawiają nam się
rozwiązania
tak proste w logice
aż śmieszne
że dopiero w krytycznych
momentach
nam się objawiły.
Życie swoją zagadką
kadruje nam
ciągi zdarzeń
pogmatwaną swoją
egzystencją istnienia.
Dodane myśli do czynów
rodzą kolejne
losy materializmu
ludzkich pokoleń
nadziei i wyobrażeń.
-----ANTEK-----
 
153
-----DRUGIE OBLICZE (2)-----
Życie kły szczerzy na ciebie
warczy i szarpie
twoje pragnienia.
Płaczą w sercu
rozdwojone losy
w tętnicach myśli
zakrzepy spowalniają
narodziny słów.
Ciało twoje
dziwne odbiera wrażenia.
Wiatr czasu
czesze i targa zew losu.
Krople strachu
przeciekają
w takt rytmu wizji
w skrętnych obwodach
potarganych nerwów.
Zaciekła zazdrość
obsiada złogami
wszystkie zakamarki ciszy
rwąc struny harfy
samo istnienia.
Wylękniona chęć bycia
ukryta z drugiej
strony lustra życia
spogląda na to
z ironią samo unicestwienia
tłukącego ramy bytu
własnego istnienia.
-----ANTEK-----
 
154
-----GASZĘ ŚWIATŁO ŻYCIA-----
Otwarte tętnice nadgarstka
promienieją rubinem
który w powolnym rytmie
wycieka kropla po kropli
zabarwiając wodę w wannie.
Wypity szampan
wabi mnie zapachem
obrazy jak kadry z filmu
odtwarzają sceny
z naszego życia.
Nie chcę znosić więcej
twoich upokorzeń
znęcania, kłamstw
zniewag i przeprosin.
Byłeś esencją moich dni
stałeś się demonem
więc z moich myśli zgiń!
Serce pompuje
resztkami sił
trzepoce jak uwięziony
w klatce skowronek
oczy już nie chcą
się otwierać
świadomość niknie
gdzieś w otchłani
milkną myśli zdradzone
blask światła gaśnie
wraz z istnieniem.
Uwolnione złudzenia
tańczą wokół
pożegnalny taniec
do zobaczenia
w następnym wcieleniu - żegnaj.
-----ANTEK-----
 
155
-----ODNALEZIONE-----
W porywie wiatru
w szumie szelestu liści
kojący twój głos
cisza lekko pieści.
Wiatr hulaka
co liście strąca
porwie go w dal
a ty płacz bez końca.
Miłość kusi szeptem
usypia na jawie.
Pragnę przyszłości z tobą
świat w kolorach tęczy
widzę wszędzie
bo w tobie czytam
miłość
jak w jasnowidza księdze.
W szumiącym wietrze
i w porywie szeleszczących liści
odnalazłem swoje pragnienia
które tylko ty
potrafisz ziścić.
-----ANTEK-----
 
156
-----NASZE MIEJSCE-----
Ojczyzna
to znacznie więcej
niż tylko miejsce
to ja i ty
wspólny nasz los
razem spędzone dni.
To miejsce na ziemi
naznaczone
wzajemnym szczęściem
podarowanym
nam w darze
sam Bóg wie skąd.
-----ANTEK----
 
157
-----CEL BEZ KOŃCA-----
Zajęczała ziemia
pod gąsienicami czołgów
ryku silników
nadlatujących bombowców.
Rozpłakała się jesień
nad losem ciemiężonych.
Pięć lat kacetu
wyryło trwałe piętno
na kolejne pokolenia.
Rasa faszystów
opanowała
swoim fanatyzmem
pół świata.
Spłynęły rzeki krwi.
Głoszono
kto nie jest z nami
jest przeciwnikiem.
Czwórkami
w niekończących się korowodach
pędzono ludzi jak bydło
do ciężkiej pracy
na rzecz Rzeszy.
Wycieńczonych
do komór gazowych
lub do ogromnych
rowów
mordując i zasypując wapnem.
Baronowie Rzeszy
nasyceni żądzą panowania
jak szczury
powoli z tonącego okrętu
uciekali zaszywając się
w norach całego świata.
Wyławiano ich
przez kolejne dziesięciolecia.
Świat dostał nauczkę
mimo to nadal
tkwi w zakłamaniu
żądzy krwi
terroryzmie
fanatyzmie religijnym
handlu ludźmi
narkotykami.
Dokąd zmierzamy?
Co jest
na końcu tego celu?
Co nas czeka jutro?
-----ANTEK-----
 
158
-----TANIEC ZE ŚMIERCIĄ-----
Zagorzała fanka brawury
pieści, uwodzi, ponagla
do pośpiechu.
Przybiera postacie czarujące,
kusi do grzechu.
Zaskakuje błyskotliwością
usypia czujność i rozwagę,
podnieca pragnienia
ciągłego niedosytu.
Spełnia zachcianki,
ubiera nasze myśli
w barwy zazdrości.
Gra na krawędzi
ludzkich możliwości
męstwa, bohaterstwa, odwagi.
Tańczy na linie
naszego istnienia
w takt tylko sobie
znanej muzyki
życia i śmierci.
Karmi swoje żądze
naszymi potknięciami
doprowadza
na dno rozpaczy,
by spokojnie zaprosić nas
do wspólnego tańca
ostatecznego tańca śmierci.
-----ANTEK-----
 
159
-----RZEŹBIARZ ŻYCIA-----
Rzeźbiarz życia
tworzy charaktery
rzeźbi twarze
uwypukla maniery
skrzętnie
przez lata ukrywane.
Wewnętrzne skazy
w garby zamienia.
Co było pięknem
trwa w zachwycie
wielkiego uniesienia.
Postument ciała
jak stare drzewo wykręca
w dziwne wzory układa.
Dłutem czasu
w zakamarkach duszy
zaznacza
przemijane chwile
rylcem rysuje
z upływem zdarzeń
losy zawiłe.
Utwardzone złudzenia
pozostawia w spokoju
odległe wspomnienia
nawleka
na życia nici
cierpliwie w trudzie i znoju
by ogrzewały nasze myśli
w chwilach samotnych
czasu łez i pokory.
-----ANTEK-----
 
160
-----ZAGUBIONA STAROŚĆ-----
Z obory smród zawiewa
żarem podsycany
co się leje z nieba,
szkapa chuda jak szkielet,.
Stare gonty powyginane
sterczą ze zmurszałego dachu.
Klepki cebrowego wiadra
dziurami świecą,
popękane drewniane
kół obręcze -
to wszystko pozarastane
dzikości zielenią.
Starość całą sobą
w wyrazie zawiłym
opowiada co czuje i widzi
bo jest i żyje
wśród tych staroci,
które z niej sobie szydzą.
Wybłagany powiew świeżości
przez otwarte okno
się zabłąkał
by przyćmić obraz realny
zza płotu sąsiada.
Salwami zgniły aromat
strzela wokoło
aż krzyczą ze strachu ptaki
jakby ich napadło
stado drapieżców
z dziurawego dachu.
Wszystko to starość ogarnia
jak młota pneumatycznego huk
tylko oczy wznosi do nieba
i wzrokiem przeprasza,
że jest jeszcze
i na coś czeka
w postawie błagalnej
na kolejny dzień
zaszczutego losu człowieka.
-----ANTEK-----
 
161
-----POMŚCIMY-----
Wy ofiary pozostałe
skrzyknijcie się
by pomścić
bratnie dusze pomordowane,
co wyły przed śmiercią
o Boskie zmiłowanie
gryząc i drapiąc
ziemię zbolałą
z chwilą swojego konania.
Utkwiony wzrok przerażony
w oprawców
z błagalnym
spojrzeniem przebaczenia.
To my ofiary pozostałe
wściekłością innych opętani
wezbraną falą tsunami
rozpaczliwych gestów
tocząc piany
przeciwko
tym sforom zadufanym
będziemy gryźć i szarpać
bez mrugnięcia okiem
żeby inni wiedzieli,
że jesteśmy, będziemy
tą armią mścicieli.
-----ANTEK-----
 
162
-----SCALANIE-----
Defragmentacja uczuć
scala uniesienia
iskrą bez ognia
żarem bez płomienia.
Powstałe z tego samopalenia
pierwiastki ocalenia
ostygną wylaną magmą
twardszą od kamienia.
Zagubione fragmenty
zespoli jednością dopełnienia
wulkan żywiołu
nazwany wulkanem istnienia.
Narodzi się nowe
bliźniacze pragnienie
popłynie ku światłu
blaskiem zaspokojenia.
-----ANTEK-----
 
163
-----PAMIĘTAMY-----
Dusze umęczone
wypędzone na poniewierkę
z własnego ciała
strzałem w tył głowy.
Oprawcy bali się
patrzeć w waszych ciał twarze
by potem nie mieć
snów zagubionych.
Dusze umęczone
błąkające się
po krańcach niebytu
nie zaznacie spokoju
dopóki wszyscy oprawcy
nie zasmakują
losu wam zgotowanego.
Dusze umęczone
jesteście w naszych żyłach
z krwią w obiegu,
w naszych myślach
w codzienności
w zamyśleniu.
Dusze umęczone
zaśnijcie w spokoju
snem wieczystym,
istniejecie w naszym życiu
mieszkacie w sercach
i we wspomnieniach
bezpieczne.
-----ANTEK-----
 
164
-----FORMUŁA ŻYCIA-----
W kotle brzucha
rodzi się pragnienie
przemierza kręte ścieżki

po paraboli jelit.
W pośpiesznym ciągu gna
trąbiąc na zakrętach
przemiennymi sygnałami
zwanymi pierdzeniem.

W końcowej fazie
zmierzając do celu
pojedyncze lub łączone
wagony wyskakują z tunelu.

Opróżnione jelita
z ulgą odetchnęły
przyjmując kolejnych pasażerów
z bocznego toru
układu pokarmowego.
-----ANTEK-----
 
165
-----KIELICH GORYCZY-----
Zagubione myśli
ukryte słowa
w kobiercu zdarzeń
w poplątanym wzorze
własnych marzeń.
Drżę o duszę
wydartą osobowości
śmiechem wykutym
w marmurze zazdrości.
Twoje rozdęte ego
dmie w nonsensu żagle
śnisz o królewiczu
rozmarzona na jawie.
Dławię się
haustami powietrza
oddechu twojego
przesiąkam jadem żałoby
po miłości naszej.
Sploty rozdarte
tęsknoty ukrytej
wypełniają pragnień
goryczy kielichem.
-----ANTEK-----
 
166
-----STRUMIEŃ WIARY-----
W biegnącym strumieniu życia
utopiłem swoje pragnienia.
Na dnie w mule westchnień
świecą się iskierki nadziei.
Z nurtem chwil zamyślenia
objawiają się dni nasycenia
by kolejne tygodnie buntu
zgłaszały roszczenia głodu
myśli ukrytych niedosytu.
Jesteś tylko zjawiskiem,
mienisz się jaskrawością.
Wraz z ciemnością niepokoju
czuję złość zagubienia.
Alternatywę swojej wiary
demonstruję w ciszy okazjonalnie
wśród szumiących drzew
w strumieniu płynącego życia.
-----ANTEK-----
 
167
-----ZANURZONY W GŁĘBIĘ-----
Kroplisty pot zalewa twoje oczy
cisza syczy gniewnie wokół ciebie
szum myśli upał zamroczył
pędzisz wzrokiem po błękitu niebie
szukając chwili wytchnienia
nakrapianych mroków gniewu
oczekujesz znikąd odrobiny cienia.
Darmo wylewasz łzy rzewne
gryząc swoją nieustającą ironię.
Chmurzysz się, burzą wzbierasz
idziesz przytłoczony sodomią
bez powodu się rozgniewasz
na czas wredny, który biegnie
w twojej umęczonej głowie.
Zmurszały i tak polegniesz
z własnej wybujałej woli.
Nikt nie wygrał z rylcem czasu
migoczącej swojej życia roli
spadasz osłupiały w głębię
wyniszczony tym pościgiem
nocą życia - śmierci na udrękę.
-----ANTEK-----
 
168
-----DYKTATOR-----
Ścieżka złości
myśli płoszy
goni zawiść
do nieskończoności.
Stygną słowa
na wygasłym biegu
puchnie bezmiar
betonem zalewa
głupotę w szeregu.
Salut zagubienia
uniformem poddania
na poligonie marzeń
zamiera pionem
w szachownicy zdarzeń.
Pionek ukoronowany
puchnie nadmuchany
helem idei
chorych nazbieranych.
Potęgą jednostki
wyniesiony na piedestał
przebity iglicą wizji
pęknie zagubiony
sflaczały utonie
na własnym tronie
w wysypisku skojarzeń.
-----ANTEK-----
 
169
-----DYKTATOR II-----
Twardy jak dykta
ślepy jak tor
dyktator. 

170
-----WESELE-----
Złote obrączki
dzwonią kościelne dzwony
będzie wesele.
- - - - - - - - - - - -
Stół zastawiony
jadłem, piciem, gorzałką
tańce swawole.
- - - - - - - - - - - -
Młodzi weseli
miód po brodzie się leje
starzy posnęli.
- - - - - - - - - - - -
Ranek ich wita
złotem sypiącym z drzew
jesiennych liści.
- - - - - - - - - - - -
Barwy ich życia
popłyną falą marzeń
kolejnych zdarzeń.
-----ANTEK-----
 
171
-----Obrączki-----
Złote obrączki
serdeczny palec
kościelne dzwony
Małżeństwo.
 
172
ZBLIŻA SIĘ DZIEŃ MATKI NAJPIĘKNIEJSZE WSPOMNIENIA DZIECIŃSTWA I BEZTROSKI, CZY KAŻDY JE MIAŁ ?..........
-----UTRACONE DZIECIŃSTWO-----
Zimna zatęchła woń dociera
z głębin przepastnej czeluści,
tam śmierci w ofierze dane
dawne przepadłe skargi i marzenia.
Zdeptana jadem wiara uległa
dzieciństwa mojego zlanego łzami.
Z tej głębi wspomnień powraca
z każdą chwilą w bojaźliwość zakuta
w jarzma macoszej
na mnie do ojca skargi.
Miłość matczyna legła w ziemi
zatracona w niewiedzy innych,
zamilkł dla mnie śpiew ptaków,
barwy pór roku
przybrały kolor czerni.
Łzy goryczy zraszają czarną ziemię
próżno wyglądać łaski pocieszenia
tylko Ty wiesz dlaczego się czepiam
zagubionej wiary odległej.
Zakwitły od łez na czarnej mogile
przepiękne maków całe naręcza,
dajesz mi znak matko,
że kochasz i czekasz
z miłością gorącą
w czerwieni maków zaklętej.
-----ANTEK-----
 
173
DZIEŃ MATKI NIECH SIĘ ŚWIĘCI.
-----KWIATY-----
Kwiaty na Twoim grobie
tak cudnie pachną
jak mleko z piersi Twojej
gdy tuliłaś moją główkę małą,
czułym słowem szeptanym
przed snem w kołysce utuloną.
Dziś gdy słyszę dzwonów głosy
z mojej piersi się wyrywa
tęskne za odległym westchnienie,
że głosu Twojego już nie usłyszę.
Lecz w głębi w sercu czuję
jak śpiewasz nadal tę pieśń kojącą
wpatrzona w oczu moich tęczę.
A kwiaty na Twoim grobie
tak cudnie pachną....................
-----ANTEK-----
 
174
-----ŚCIEŻKA NAIWNYCH-----
Potępienie błogie
usłane swawolą
wskazujesz ścieżkę
przebytą niedolą.
Bądź błogosławione
swoją obecnością,
jesteś bezbarwne
ukrytą bezdusznością.
Zabiegasz o względy
dusz niewinnych.
Swawolne zapędy
myśli bezczynnych
koronujesz naiwnym.
-----ANTEK-----
 
175
-----UKRYTE-----
Migotanie
myśli uwięzionych
drzemie
siłą zamyślenia.
Osłupiały
głębią szalony
depczę
słowa potępione.
Widzę
w ciszy zagubiony
to
co inni nie widzieli.
Myśl
spostrzega dary
przez
Niego wskazane.
Z samotności
czerpię siłę,
ze złego
dobro wyciągam
zakodowane.
-----ANTEK-----
 
176
-----NOCNE PRAGNIENIA-----
Zagubiony w ciszy
utulony we śnie
gubię myśli
spłoszone grzeszne.
Jawnie
skrywane słowa
odnajdują drogę
z głębin jaźni
rozbudzonej
nocnym mrokiem.
Szamocą się
myśli
w szeregu ustawione
chcą
bezwładnie startować
każda
z innym pragnieniem
w szaleńczym
nieświadomości biegu.
-----ANTEK-----
 
177
-----WSPOMNIENIE LATA-----
Złote kłosy pszenicy
kłaniają się
w powiewie wiatru
z lekka
czerwień odsłaniając
maków.
Nieopodal
w gęstwie kłosia
błękitem
chabry wabią oczy.
Kąkol
rozpanoszył
się przed miedzą,
złapał
w swoje czepne kleszcze
rumianków
białe pączki
co nieśmiało rozkwitają
skromnie
w bruździe siedząc.
Motyli barwnych para
zagubionych
wśród łanów
poszukuje kwiatków
chabrów
maków i dziewanny.
Nasyciwszy
swoje spragnione oczy
kieruję na błękit,
żeby przywołać
wspomnieniem
Tego
co tym wszystkim
rządzi.
-----ANTEK-----
 
178
-----TYLKO JA-----
Pokłady wizji we mnie drzemią
co rusz nowe złoża pojawiają się.
Traumatyczne
zagłębione w kadrze uwięzione.
Spontaniczne
eksplodują w nerwach sieci.
Jestem szczęśliwy gdy działkę mam,
nikt i nic wtedy nie liczy się
jestem tylko git ja.
obrazy nierealne
w rzeczywiste zamieniają w 3 HD.
Kilka godzin w marzeniach
dla mnie wieczność cała.
Wszyscy wokoło kadzą morały
nie ćpaj, wróć do nas.
Cwele nic nie rozumieją,
nie znają mojego charakteru
ja jestem twardziel.
Ten świat jest tylko mój.
Nic nie jest ważne,
że mam mokre spodnie,
usmarkałem się.
Matka to wszystko ogarnie.
Wygram ze wszystkimi
sposoby swoje mam.
Tu szluge zajaram od frajera,
lufe za friko od dealera.
Lukam czy psów nie ma,
na luziku da się żyć.
Wiem jak podebrać kasę
matce co głupia jest.
Ojcu co ciągle śpi
bo po 16 godzin gdzieś tyra
i jest jak osioł zły.
Potrafię ich podejść
czułym gestem, słowem
usypiam czujność.
Ja mam hajs i to tylko liczy się.
Noc zapada, oczy gasną
to może tylko sen.
Zimno otacza zewsząd
nic nie czuję
umysł spowalnia.
Słyszę sygnały erki
gdzieś wiozą mnie.
Myślę, że to jeszcze nie koniec.
Ja wam pokażę kim jestem.
Podejdę was kolejny raz
czułym słowem, pięknym gestem.
-----ANTEK-----
 
179
-----DWIE SAMOTNOŚCI-----
Dwie samotności
na rozstajach dróg
u progu dojrzałości
przymkniętych uczuć wrót.
Zagubione szczęścia
oczekiwań zaklęcia
sensem twoich słów
zapomnianym smakiem ust.
Ciągle do mnie mów
chcę słuchać twoich słów
być tuż.
Nieustający bieg chwil
zatrzymam dla nas
umaję wzorem smaku chleba
ja włóczęga samotności
kromkę tobie podam
omaszczę uśmiechem
nasze zagubione dni.
Dojrzałość wkroczy
na gościniec róż
dotkniemy jeszcze nieba
tylko zechciej być tuż.
Pozwólmy czasowi biec
niech zgubi swój znój
w spotkanie samotności
wplećmy marzeń zwój
rozbłysną tęczą uczuć
bądźmy oboje tuż.
-----ANTEK-----
 
180
-----PRÓBA WIARY-----
Szukam nieba
gaśnie słońce
gubię wiarę
w dary drzemiące.
Cienie bytu
zaległy bezpowrotnie
w tunelu złudzeń
zagubione samotne.
Czekam w niewiedzy
objawienia myśli
zdławionych bezmyślnie
zatopionych w zawiści.
Dmę w trąby strachu
walą się mury nadziei
Trzymasz mnie w szachu
na 7 dzień Jerycha.
Runę zatopiony
w złudzeniach głupoty
promieniem spopielony
na progu Golgoty.
-----ANTEK-----
 
181
-----PRZEMIJANIE-----
Mech zszarzały pod oknami
chroni ściany przed mrozami
strzecha strzelista chaty
zagląda niemal
w szyby oknom w głębię.
Przycupnięta na pagórku w dali
wygląda
jak z bajki domek wyczarowany.
Dziad stary
pomarszczony czasem
siadłszy w progu chaty
cybucha fajki w gębie trzyma
zapatrzony w sękatego kija
co lagę z niego struga
by kości podeprzeć spróchniałe.
Nieopodal kupa gnoju
z lat poprzednich uskładana
raj dla chmar much nie lada.
U nóg dziada
przycupnięte niemowlę usmarkane
po główce się drapie zapamiętale.
Maciora z warchlakami
nieopodal w błocie się tapla.
Izba w chacie wybielona
polepa gliniana zamieciona
drapaka z gałązek brzeziny
w kącie na kiju wtulona.
Wszystko to nędza zżera
wiedźma wtopiona w czas
co ją z młodości
w starość zamieniła.
-----ANTEK-----
 
182
-----ODDANI WIERZE-----
Słudzy szatana
w codzienności zagubieni
przyodziewają szaty
barwy krwi purpury, czerwieni.
Srebrniki uwierają im
myśli zatracone
szyderczym śmiechem
dławią łzy rozpaczy
swojej duszy
diabłu podanej
na złotej tacy.
Królowie pustkowia wszechwiedzy
włóczędzy bezdroży umysłu rubieży
maski zmieniają osobowości
rozniecają pożary
w ludzkich naiwnościach
spopielają szczęścia ułudy
dla próżności swojej zasługi.
Zapłaty od demona
nawlekają na różaniec rozpusty
zmieniając szaty
i maski obłudy
przyodziewkiem baranka
kusząc do grzechu
ludzi wiary
prowadząc duszę do zguby.
Zobacz stoją obok ciebie
w złotej korony poblasku
w masce przyjaciela
wierności dozgonnej
trzymając twoją duszę
bez powrotu w potrzasku.
-----ANTEK-----
 
183
-----LUSTRO CZASU-----
Spoglądam w lustro zapomnienia
szkło pamięci wstecz czasu sięga
widzę błyski iskier w oczach nikłe
szepty zawiłe wydobyte z luk ukryte.
Płyną wartko myśli nieprzebrane
resztki bólu gdzieś rozwiane
śmigają przebrzmiałe już marzenia.
Gdzieś w kącie ramy cicho skryty
wypatruje mojego żaru życia
Hades zgłodniały istnienia tęczy.
Tańczą piruety zapomniane figle
w balecie witraży rozmazanych zalet
duszę w sobie śmiech bezwstydny
.
Odwracam lustro - kto tam siedzi
chochlik psotnik zagubiony zrzęda
myśli płoszy, miraże rozwierca.
Wraca świadomość lustro błyszczy
promykiem dzisiejszym ugoszczone
nadziei chwilą dokarmione
czas zacząć dzień kolejny.
-----ANTEK-----
 

 184

-----ZDEPTANA MIŁOŚĆ-----
Wibruję w zagubieniu
cele zamilkły
pamięć zdeptana
runęło zaufanie
generuję słowami
zbielałe uczucia.
Dotyk parzy
poległy
minione chwile
pod gruzami pseudo M.
Pasy bezpieczeństwa
pękły
postronki nerwów
wbijam w zapomnienie.
Idź krzyczę
nie wracaj
myśli zakopię
w ciszy przetrwania.
-----ANTEK-----
 



















 
 
 
 
400
-----KOCHANIE-----
Pamiętasz miła te noce namiętne
czułe poranki,
gdy słońce wysokie
budziło nas ze snu.
Zagubieni w czasie
rzeźbimy nasze uczucie
poza granicami słów.
Wystrugane myśli
w panteonie lat
lśnią w oczach Twoich
wizerunkiem nas.
W podróży naszej miłości
wracamy
do delty młodości
poprzez wyidealizowany szlak.
Pędzące lata wysublimowanych myśli
tworzą piramidę zjednoczonych ciał.
Telepatyczne porozumienie
w zaspakajaniu
oczekiwań bez słów.
-----ANTEK-----

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz